Manfred Schatz, 1925 – 2004. Artysta malarz, urodzony w Stepnicy nad Zalewem Szczecińskim.
„Mając 12 lat zdecydowałem się zostać malarzem. Kiedy skończyłem gimnazjum w Kamieniu, zgłosiłem się do liceum sztuk plastycznych w Szczecinie. Zostałem przyjęty bez egzaminów wstępnych. Uczyłem się tam przez 2 semestry.
Następnie starałem się o przyjęcie do Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie. To nie było takie łatwe. Na początku musiałem zdać wielostopniowe egzaminy wstępne, a zgłosiło się 237 chętnych. Po zapoznaniu się komisji egzaminacyjnej z pracami dopuszczono do egzaminów tylko 11 - tu. Po trwających 8 dni egzaminach zdałem i od razu rozpoczął się pierwszy semestr.
Kilka tygodni później, kiedy opiekun pierwszego roku, oceniał nasze prace, zapytał mnie o rysunki, które zrobiłem w Szczecinie na pokazie zwierząt w Cyrku Althoff. Chciał je jeszcze raz zobaczyć. Zdziwiła mnie ta prośba. Profesor Ulrich obejrzał rysunki i zapytał: Czy nie chce Pan zostać malarzem zwierząt? Byłem całkowicie zaskoczony, przecież miałem inne plany. Chciałem w przyszłości malować portrety, tak jak mój ojciec.
Po wojnie, (Wcielony do armii, walczył na froncie wschodnim, gdzie został pojmany, spędził ponad cztery lata w obozie jenieckim na terenie Rosji. Po wojnie poślubił swoją dawną miłość - Ilse - i zamieszkał w Meerbusch koło Dusseldorfu) kiedy wróciłem z Rosji bardzo ciężko chory, zamieszkałem u mojego starszego brata, który wówczas był leśniczym. Leśniczówka znajdowała się w głębokim lesie. Mój codzienny kontakt z przyrodą znalazł odbicie w moich szkicach. Rysowałem drzewa, leśne rozstaje, krzewy. Któregoś razu w moich szkicach pojawiła się zwierzyna leśna. Wtedy postanowiłem zostać malarzem zwierząt. O ile podczas berlińskich studiów byłem bardzo sceptycznie nastawiony do malowania zwierząt, to teraz moje postanowienie było ostateczne i oddałem się malowaniu zwierząt całym sercem".
Kiedy obserwuje się tworzącego Schatza, można pomyśleć, że szkice tworzone w naturze a potem w atelier obrazy, powstają bez większego wysiłku. Jest to złudne. Od swojego pierwszego obrazu, towarzyszy mu myśl Theodora Fontane: “Talent to zabawka dla dzieci! Dopiero praca czyni mężczyznę, a wysiłek geniusza".
Gdy obrazy Schatza pojawiły się na wystawach w 1953 roku, malarz natychmiastowo odniósł sukces, a prace sprzedawały się bardzo dobrze. Aby móc obserwować różne zwierzęta z bliska, artysta udawał się przez wiele lat na coroczne wyprawy do Laponii i Skandynawi.
W latach 60-tych został uhonorowany wieloma nagrodami na międzynarodowych wystawach m.in. we Florencji i Düsseldorfie. W 1975 podczas Wystawy Malarskiej w Toronto, spośród 143 malarzy (żyjących i nieżyjących) Manfred Schatz został uznany za najbardziej znaczącego malarza dziko żyjących zwierząt. Należy dodać, że szczególnie znaczenie odgrywa u Schatza śnieg, który bardzo często pojawia się w jego obrazach.
Opublikował kilka książek i pomimo tego, iż w świecie sztuki uważany był za nieśmiałego i mówiącego jedynie po niemiecku, Schatz aż do swojej śmierci w 2004 roku nauczał amerykańskich stypendystów podczas letnich kursów w swoim studiu w Meerbusch. Obrazy Schatza były wystawiane w kilkunastu wielkich miastach Ameryki i Europy. Zorganizowano także wystawę w Pekinie, a w czterech muzeach Stanów Zjednoczonych znajdują się stałe ekspozycje jego dzieł.
Styl malarstwa Schatza zmieniał się z biegiem lat. Jednak dosyć wcześnie zrozumiał, że naturalistyczny sposób malowania na dłużej nie odda tego co można w przyrodzie zaobserwować. Zaczął malować tak jak potrafi postrzegać nasze ludzkie oko krajobraz i zwierzęta w ruchu; szczegóły ulegają zatarciu, a naturalistyczny obraz należy pozostawić fotografom. Malował tylko tak jak on widział i odczuwał. Świadomie rezygnował z aparatu fotograficznego i kamery filmowej. Pomocą służyła mu jedynie lornetka. Tak doszedł do własnego stylu malowania zwierząt w ruchu. Jest to dalsze rozwinięcie powstałego przed ponad stu laty impresjonizmu.
„Bad Stepenitz”
„W 1981 wracając z podróży do Szwecji przypłynąłem do Świnoujścia. Stąd chciałem pojechać do mojej małej ojczyzny, Stepnicy. Wiedziałem, że mój rodzinny dom jest zburzony i pogodziłem się z tym, że już go nie zobaczę. Ze Świnoujścia pojechałem taksówką w kierunku Stepnicy. Tuż przed miejscowością, kiedy już widziałem czerwone dachy domów, zrezygnowałem. Uważałem, że nie należy przed ruinami rodzinnego domu budzić wspomnień z młodości. Kazałem kierowcy zawrócić. Pojechaliśmy z powrotem do Świnoujścia. Dziesięć lat później, stojąc na zachodnim brzegu Odry, naprzeciwko Stepnicy oglądałem moją ojczyznę z daleka. Była to tylko namiastka, która mnie nie zadowoliła. Ostatecznie w 1996 roku podjąłem trzecią próbę pojechania do Stepnicy. Tym razem byłem już w samej miejscowości. Ucieszyło mnie i mile zaskoczyło, że zostałem bardzo serdecznie przyjęty. Bardzo mi to ułatwiło ponowne spotkanie z moją ojczyzną. Moich starych przyjaciół nie spotkałem ale poznałem wielu nowych. Największym zaskoczeniem dla mnie było, że krajobraz pozostał taki sam, a może nawet stał się jeszcze piękniejszy. Tak więc dzisiaj mam możliwość malować w Stepnicy i jej przepięknej okolicy. Maluję teraz właściwie, po wielu dziesięcioleciach, to co zacząłem w dzieciństwie”.
Z pokładu łodzi rybackiej, Schatz
maluje obraz, który wielu z nas doskonale kojarzy – las brzozowy na Mańkowie.
Manfred Schatz
mieszkał z rodziną przy ulicy Lindenstrasse 39, obecna ul. Władysława
Sikorskiego. Budynek stał pomiędzy tzw. sklepem żelaznym a bankiem (na zdjęciu
drugi z prawej).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz